Naszą przygodę rozpoczęliśmy już o 5:00 rano, bo na stacji kolejowej musieliśmy się zameldować punkt o 6:30. JJ całą wyprawą był podekscytowany do tego stopnia, że na cały regulator wolał przez otwarte drzwi wejściowe "I'm ready!" Pol ulicy pewnie obudził, ale co tam. Przynajmniej nie mieliśmy wątpliwości, że jest w 100% gotowy na swoją pierwszą wyprawę pociągiem.
Nadjeżdżający pociąg, powiew wiatru, powitanie z panem konduktorem podniosły poziom podekscytowania do rangi super, hiper, extra. JJ rozsiadł się przy oknie z nosem przyklejonym do szyby i prawie przez cale pięć godzin (z małymi przerwami na zabawę i jedzenie) wykrzykiwał co widzi przez okno. Spodobało mu się do tego stopnia, że nie chciał z pociągu wysiąść i musieliśmy mu obiecać, że przecież jeszcze nim pojedzie w drogę powrotną do domu.
Hotel zarezerwowaliśmy w samym centrum Edinburgh, żeby nie trzeba było czasu marnować na dodatkowe dojazdy. Hoteli jest do wyboru - do koloru, więc nie było problemu żeby znaleźć coś odpowiedniego. Jeśli ktoś ceni sobie wygodę i luksus, to polecam Radisson, który znajduje się w samym sercu miasta.
Cale miasto zasypane jest sklepikami z pamiątkami, oraz wspaniałymi kaszmirowymi szalami w kratę. Tutaj radzę nie ulegać impulsowi i zakupywać drogich pamiątek w pierwszym odwiedzonym sklepie. Im dalej od centrum, tym taniej. Za kaszmirowy szal pod samym zamkiem trzeba zapłacić £120, a za ten sam szal w sklepiku oddalonym od centrum o jakieś 15 minut zapłacicie £50. My kupiliśmy szal, baryłki z whiskey oraz (Scottish hand-made teddy) dekoracje choinkowe w sklepie, który cały rok sprzedaje dekoracje świąteczne. Tam choć na kilka minut przenieśliśmy się w zaczarowany świat elfów.
Jeśli ktoś ma ochotę spróbować lokalnych specjałów, to w centrum znakuje się masa restauracji serwujących haggis czy porridge with whiskey. My zdecydowaliśmy się na tradycyjną angielską i amerykańską kuchnię. Jakoś niespecjalnie przemawia do mnie wizja jedzenia owczej wątroby, serca, płuc i kilku innych dodatków zaszytych w owczym żołądku.
Wejście do niektórych atrakcji turystycznych takich jak np. "Museum of Childhood" czy kościoły było darmowe, ale za wstęp na zamek, do katedry, czy komnaty luster trzeba już płacić.
Dla miłośników whiskey organizowane są whiskey tasting events w lokalnych pubach i restauracjach, często połączone z obiadem. Ja nawet za zapachem whiskey nie przepadam, ale dałam się skusić na "podobno słodką i lekką w smaku" szklaneczkę whiskey. Była tak ostra, że przez cały dzień czułam w ustach ten wyżerający smak alkoholu. Małżonek za to był wniebowzięty, bo whiskey uwielbia.
JJ: koszula -`Atmosphere; bluzka - Atmosphere; jeansy slim fit - Atmosphere; bity - H&M; szal - H&M
Jak tam pięknie :D
ReplyDeletePróbuję sobie przypomnieć kiedy była moja pierwsza podróż pociągiem ale niestety nie pamiętam :)
Haha, z pierwszych zdjec bije taka energia i podekscytowanie JJ'a, ze az sie udziela!
ReplyDeleteWidoki wspaniale, az zamarzyla mi sie znow podroz do Anglii... Moze zreszta kiedys sie uda, w koncu mam tam szwagra! ;)
A w jakim rejonie mieszka szwagier?
DeleteŚwietne zdjęcia i widać ile w nich radości z wyprawy :)
ReplyDeleteFantastyczne kadry, a jazda pociągiem też mi sie marzy Wojtek zapewne byłby tak samo zachwycony :)
ReplyDeleteJJ do dziś wspomina. Będziemy się musieli chyba wybrać do Thomas Land :)
Delete