Po raz kolejny wybraliśmy się do starej Irlandzkiej chatki położonej nad oceanem. Już w samolocie podekscytowanie sięgało zenitu, bo w tym miejscu jest coś, czego niema nigdzie indziej. Ten klimat wiejskiej sielanki, poranne pobudki zafundowane przez osła o imieniu Szrek, wieczory spędzone przy rozgrzanym do czerwoności kominku, popijając aromatyczną herbatę z mlekiem zaparzona w antycznej filiżance babci. Czas na czytanie niezliczonej ilości książek, wyglądając co jakiś czas z okna na ciągnący się w nieskończoność ocean.
Lot trwał zaledwie pól godziny, i bez większych ceregieli i turbulencji wylądowaliśmy bezpiecznie na lotnisku w Knock, gdzie wszystko pokryte było grubą warstwą śniegu. Sh...! Pomyślałam sama do siebie, kiedy przed oczami przemknęły mi obrazy samej siebie w letnich szpilkach, jakie przygotowałam na wesele. Sama nie wiem co ja sobie myślałam pakując sandały o tej porze roku... Potem kolejny obraz dopadł moje myśli - nie spakowałam Kubie śniegowców! Kto by zresztą pomyślał, żeby na kilka dni pakować pól garderoby o rozpiętości tematycznej sandały/śniegowce.
Wyszliśmy z lotniska i zaczęliśmy podążać w kierunku znaków firmy z której wynajęliśmy samochód. Im bliżej parkingów i dalej od lotniska, tym więcej śniegu. JJ uparcie jadąc na swojej walizce (która wygląda tak) zanurzał się w coraz to grubszą warstwę śniegu. Pan tata się poddał i zamiast ciągnąć walizki za sobą, złapał je za uszy. Wiatr smagał nas po twarzach, a podroż wydawała się tak trudna, jak wspinaczka na Mount Everest. Po dotarciu do budki miałam ochotę na szczycie umieścić flagę i nie ruszać się z niej przez kilkanaście minut, podziwiając krzesła, skąpą ladę i zegar, w którym baterie ostatni raz zmieniano kilkanaście lat temu, kiedy telefony komórkowe nie były jeszcze tak popularne.
- Wasz samochód jest tam. - Zakomunikował pan wskazując palcem w stronę ośnieżonych aut. Przed oczami przemknęła mi kolejna wizja przemierzania śnieżnej zawiei i jakoś tak ekspresowo plan B sam wskoczył do głowy.
- Może mógł byś rozgrzać samochód i podjechać bliżej budki - zaproponowałam panu tacie. Na te słowa, rezolutny pan parkingowy wyskoczył z budki i z uśmiechem na twarzy zaproponował pomoc, a my możemy poczekać na niego w środku. W migu zrobił to co obiecał i podjechał pod same drzwi.
Zupełnie nie przygotowana na tego typu śnieżne zawieje z gracją starałam się wsiąść do auta, kiedy to moje długie, rozpuszczone włosy przyklejały się do mokrego dachu samochodu. Sh...! -Wykrzyknęłam po raz kolejny w myślach, włączyłam ogrzewanie na full blast i wtuliłam się w fotel. Droga przebiegła nam szybko na słuchaniu Irlandzkich piosenek i podśpiewywaniu.
Po drodze wpadłam tylko do jednego sklepu i zrobiłam najszybsze zakupy w swoim życiu. Nowe buty, żeby nie świecić gołymi, zamrożonymi palcami na weselu. Bez przymierzania, bez wybierania. Po prostu pierwsze lepsze z pułki, od tak sobie. Musieli byście widzieć minę mojego męża, kiedy po minucie wróciłam do samochodu z reklamówką. Bezcenne.
Im bliżej celu naszej podróży, tym piękniej i bardziej dziewiczo. Nie wiadomo skąd za kolejnym zakrętem zaczęły pojawiać się góry, potem jeziora, a na końcu ocean. W powietrzu czuć było ten jedyny w swoim rodzaju zapach torfu. Jak okiem sięgnął ani jednego płatka śniegu. Tylko szczyty gór pokryte były białą pierzynką. I jak podjechaliśmy pod dom, to uświadomiłam sobie, że na nic były te moje wszystkie zmartwienia, ale za to nowa pamiątkowa para butów wskoczyła do mojej kolekcji.
JJ: Czapka - Atmosphere; Kurtka - Peacocks; Jeansy rurki - Atmosphere; Buty - Adidas; Szalik - Szkocki sklep
Bajeczne widoki. I piękny model :)
ReplyDeleteDziękujemy :)
DeleteAle widoki piękne... i jakie śliczne zdjęcia. Zgadzam się z Tobą, że takiego miejsca nie ma nigdzie indziej.
ReplyDeleteAle synek Ci rośnie!
pozdrawiam, Ania
Byłaś może w Irlandii?
DeleteŚliczne zdjęcia, piękne widoki. Tylko pozazdrośćić.
ReplyDeleteDziękuję ślicznie :)
DeleteZachwyciłam się! A te Wasze zdjęcia z poprzedniego wpisu - przepiękne!
ReplyDeletePozdrawiam ciepło :)
Dziekujemy :)
Deletecudowne miejsce
ReplyDeleteNo to miałaś niezaplanowane zakupy ;)
ReplyDeleteKazdy pretekst jest dobry, co nie?
DeleteCzyli podroz z przygodami! :)
ReplyDeletewidoki cudne...ooo ja bym chciała zobaczyć minę mojego męża jak wracam ze sklepu po 5 minutach :DDD
ReplyDeleteTo chyba nawet 5 minut nie bylo :)
Delete