Dzień rozpoczynamy od wczesnej pobudki. Biegamy na paluszkach, żeby Kubuś mógł sobie jeszcze pospać, bo dopiero za godzinkę będziemy musieli go ubierać. O nie, otwierają się drzwi do łazienki, a w nich przecierając jeszcze zaspane oczka stoi Kuba. "Mama, I want to take a shower", po czym zdejmuje piżamkę, siada na nocnik żeby szybko się załatwić i po kilku sekundach razem gnieździmy się pod prysznicem. "Don't take my water" krzyczy. Przesuwam się lekko w bok, by mógł sobie postać pod strumieniem ciepłej wody, kiedy sama pienię się gdzie się tylko da, by potem w sekundzie spłukać z siebie wszystkie mydliny. Czas wychodzić spod prysznica i wybierać się do wyjścia, ale jest tak przyjemnie, że Kuba protestuje. Podstępem wyciągam go z łazienki, owiniętego w ręcznik z spiderman'em. Teraz tylko szybki makijaż, suszenie włosów i ubieranie. Kiedy ja w najlepsze susze włosy, Kuba bawi się moimi kosmetykami. "Co ty robisz?" pytam. "I'm doing my face", odpowiada Kubuś. W głowie widnieje mi tylko jedna myśl - dziś na pewno spóźnię się do pracy. Zabieram mojego gagatka do łazienki i szybko myjemy się jeszcze raz. Czas na ubieranie, ale JJ twierdzi, że chce iść do przedszkola nago. Na dworze jest około 5 stopni, więc będę musiała na niego przywdziać kilka warstw, ale będzie ciężko przy takiej kózce fikającej nogami i machającej rączkami, jak by miał zaraz odlecieć. Jakoś udaje nam się ubrać majtki, skarpetki, spodnie i bluzkę. Jeszcze tylko buty i w tym momencie zaczyna się pogoń po domu, bo on chce buty letnie, a nie zimowe. W myślach wykrzykuje "aaaaaa", ale ze stoickim spokojem tłumaczę, że dzisiaj jest bardzo zimno i trzeba ubrać obuwie nieprzemakalne. Nareszcie wychodzimy z domu i kierujemy się w stronę przedszkola, ale Kubuś łapie za klamki w samochodzie i krzyczy, że chce jechać ze mną do pracy. Tłumaczę mu jak kozie na granicy, że w pracy jest bardzo nudno. Nie ma tam dzieci i zabawek, ale że jak tylko skończę, to odbiorę go z przedszkola i będziemy się świetnie bawić. Godziny w pracy wleką mi się jak za czasów szkolnych. Co chwile zerkam na zegarek i odliczam minuty do powrotu do domu.
Jest! Nareszcie wybiła ta godzina. Można odebrać słoneczko z przedszkola.
Naciskam na dzwonek i widzę biegnące w moja stronę roześmiane dziecko. "It's my mummy" wykrzykuje. Podnoszę go na ręce i wyrzucam w powietrze. Za nim biegnie Willow i tez ciśnie mi się na ręce, wiec i ona lata w powietrzu. Potem przybiega jeszcze Jack i Amelia, bo chcą przybić sobie ze mną piątkę. "I was fighting a dragon" wykrzykuje Kuba. Pani przedszkolanka opowiada o dniu jaki miał Kubuś i o jego bujnej wyobraźni. Dzieci goniły smoka po całym ogrodzie, aż w końcu udało im się go pokonać sznurówką Kubusia i kredką Megan. Smok ze strachu przeskoczył przedszkolny płot i ociekł gdzie pieprz rośnie.
Wracamy do domu i jak najszybciej staram się zaserwować pożywny obiad ze zdrowa sałatką, lub gotowanymi warzywami. Tak jak obiecałam wcześniej nadchodzi w końcu czas na wspólną zabawę. I tu staram się nie próżnować. Bawimy się kreatywnie, edukacyjnie i bez udziału sprzętów elektronicznych. Moim zdaniem to tylko pożeracze czasu, które nie wnoszą zbyt wiele w rozwój dziecka. Jak już się tak kreatywnie wybrudzimy, to czas na kąpiel z dużą ilością piany, którą JJ rozdmuchuje po całej łazience. Tak na wszelki wypadek jak by mama nie miała wystarczająco dużo mopowania. Na koniec mój ulubiony etap dnia - usypianie. Kładziemy się razem w łóżeczku tuląc się do siebie, i czytamy wybrane przez Kubusia książeczki. Książki są tak nudne, lub Kuba tak zmęczony, że zaraz usypia. Długo jeszcze wpatruje się w moje słodziutkie maleństwo zanim wyjdę z jego pokoju. I tak cały tydzień, aż do soboty.
W weekend czas spędzamy zupełnie inaczej. Nie ma pospiechu, dzięsiecio-minutowego prysznica, nudnych kanapek w pracy. Rano wstajemy o której nam się tylko podoba i leżymy w łóżku tuląc się do siebie jeszcze przez godzinę. Nadrabiamy pieszczoty na które nie ma tyle czasu w ciągu tygodnia. Śniadanie na ciepło i herbatka z cytrynką, kiedy z radia sączy się ulubiona muzyka. Spacery na luzie i odwiedziny u dziadków. Wspólne popołudniowe drzemki i wieczorki filmowe z kubełkiem popcornu. Czas zwalnia choć na dwa dni, więc kiedy w niedzielny wieczór czytamy bajki i kładziemy się spać, to jakoś trudno nam się rozstać. I kiedy JJ przychodzi do nas w środku nocy i wdrapuje się do łózka, to wtulam się w niego, a on we mnie i tak śpimy aż do rana, by już o 6:00 móc rozpocząć kolejny hektyczny tydzień.
![]() |
JJ: czapka - Primark; szalik - H&M; spodnie slim fit- Primark; buty - Primark; sweter - Primark;
kamizelka - George
Widze że twoje dziecko nie chce mowic po polsku , tak samo jak moje
A tobie język się nie plącze , że tak zapytam . Bo ja czasami głupieje i nie wiem sama co gadam hihi
ReplyDeleteJa sie produkije po polsku, a on i tak odpowiada po
Deleteangielsku. Czasem mi sie wszystko poplacze i zapomina mi sie o tym, ze mam mowic po polsku. No coz, musimy miec cierpliwosc i po polsku gadac, gadac i jeszcze raz gadac.
Codzienność w waszym wykonaniu jest piękna

ReplyDeleteMaja znów po Polsku idealnie mówi, ang. się uczy
O, moje tak samo! Wszystko pewnie sie zmieni jak pojda do szkoly.
DeleteU Was bedzie duzo latwiej, bo jednak cale ich otoczenie mowi w innym jezyku. U nas jestem tylko ja :(
DeleteJa się zastanawiam jak to będzie u nas wyglądało...
ReplyDeletePrzypomina mi to nasz schemat dnia, tylko ze musze zlapac i ubrac dwa Potworki zamiast jednego. I wysluchac awantury, bo ona nie chce spodni, tylko spodniczke, koniecznie rozowa, a on chce ubrac adidasy siostry, a nie swoje.


ReplyDeleteMy podczas powrotu do domu, musimy jeszcze obowiazkowo zaliczyc plac zabaw, nawet teraz, kiedy w tym czasie praktycznie zapada zmrok...
Ja tez kocham czas usypiania, kiedy czytam ksiazeczke, jednoczesnie wachajac i calujac jedwabiste wloski.
A po weekendzie najczesciej wracam do pracy cudownie psychicznie wypoczeta, ale za to fizycznie wymordowana jak po maratonie... ;)
Dzieci pachna cudownie
Delete