Gracelyn Sofia jest już z nami 7 tygodni. Ma niebieskie oczka, maluśki zadarty nosek i brązowe włoski. W ciągu tych kilku tygodni zdążyliśmy się przekonać, że jest z niej prawdziwa dama, która z gracją porusza swoimi maluśkimi rączkami i płacze w tak charakterystyczny sposób, że cała rodzina się rozczula, zamiast wpadać w panikę. Jej słodkie "leee, leee..." po prostu kocham nad życie. Gracelyn uwielbia się przytulać i w sumie to najchętniej spała by wtulona w któregoś z nas, lub nie spała wcale. Właśnie piszę tego posta jedną ręką z pączuszkiem słodko wtulonym we mnie, bo za każdym razem jak starałam się ją położyć spać w koszu, to mi się budziła.
Sam poród mimo jakichkolwiek przygotowań i pisania planu przeszedł pomyślniej niż poprzedni. Skurcze rozpoczęły się około północy, a wody odeszły o 2:30 nad ranem. Do tego momentu starałam się zachować spokój i wyspać przed ciężkim dniem, lub tez kilkoma (tak jak w poprzednim przypadku). Wiele nie myśląc obudziłam mężusia i wskoczyłam pod prysznic żeby się troszkę odświeżyć przed porodem. W szpitalu byliśmy około godziny 3:30, gdzie nie chcieli mi uwierzyć, że odeszły mi wody i że skurcze są już dość częste i nabierają na sile. Zostałam przeegzaminowana i stwierdzono, że mogę jechać do domu, i przyjechać s powrotem dopiero wieczorem, bo rozwarcie nie jest większe niż 2 cm. Poprosiłam jednak aby zostać na jakiś czas w szpitalu, by zaobserwować jak szybko ten poród będzie się rozwijał. Położna się zgodziła i przygotowała mi kąpiel z olejkami eterycznymi na zneutralizowanie bólu. Zaznaczono mi jednak, że ze względu na to, że odeszły mi wody, nie będą mnie mogli przebadać przez następne 4,5 godziny z obawy przed infekcją. Poleżałam sobie więc w wannie przez kolejnych kilka godzin, a bóle nasilały się z każdym kolejnym, do momentu kiedy zadecydowałam, że już dłużej tak nie mogę i poprosiłam o paracetamol, coś na mdłości i tens machine. Z wanny przeniosłam się więc do pokoju około godziny 8:00, gdzie odwiedziły mnie trzy położne, każda niosąc coś innego i zastanawiając się, czy nie będzie lepiej żebym pojechała do domu i tam w domowym zaciszu poczekała na poród i przyjechała jak już będę gotowa. Jak to usłyszałam, to włączyła mi się czerwona lampka i poprosiłam o kolejną egzaminację na żądanie, bo czuję jak bym miała zaraz urodzić. Położna za moim pozwoleniem zajrzała pod prześcieradło i wow - oznajmiła że rodzę i musimy jechać na porodówkę, tylko że nie ma już chyba na to czasu. Stanęły więc sobie trzy położne pod drzwiami i konsultują co by tu zrobić, bo mogę im w windzie urodzić. Nie myśląc dużo kazałam i podjąć szybką decyzję, bo dłużej tak tego zatrzymywać nie mogę. Moje tabletki i tens machine które tak potrzebowałam zostały w pokoju, kiedy to ja pędziłam na porodówkę łóżkiem na kółkach. Tam sprawy potoczyły się tak szybko, że nie dałam rady przejść z jednego łózka na drugie, więc rodziłam na stojąco. O godzinie 8:57 przyszła na świat nasza kruszynka, którą wyciągnęłam sobie z pomiędzy nóg i położyłam na łózko przed sobą. Początkowo nie płakała, tylko oczka próbowała sobie rozkleić. Zaczęłam ją całować, tulić i delikatnie wycierać, do czasu kiedy do akcji wkroczyła położna i energicznymi ruchami zaczęła ją wycierać. Wtedy Gracelyn wydała z siebie swoje pierwsze "leee".
Potem przyszedł czas na wspólne przytulanie i badania, aż do godziny 15:00 kiedy to wypisano nas ze szpitala. W domu czekali już na nas teście, rodzice, brat i Kubuś.
Gratuluję ślicznej Córeczki :)
ReplyDeletePrzeżyam trzy porody, trzy expresowe porody i jak czytam, że ktoś ma skurcze i idzie spać, albo po odejściu wód jeszcze przez parę godzin może chodzić, brać kąpiel, czy jest wysyłany do domu, to ciężko mi sobie to wyobrazić :) U mnie skurcz i odejście wód oznaczało za każdym razem że już natychmiast zaczyna się szalony bolesny poród gdzie skurcz goni skurcz i nie ma czasu na nic :)
Fajnie, że mogłaś sama córeczkę wziąć na ręce jako pierwsza osoba na tym świecie, piekny poród, śliczna dziewczynka :)
Mój poród chyba tez mona zaliczy do ekspresowych, bo ostatnie stadium zaczęło się jakoś około godziny 8:00. Za pierwszym razem męczyłam się 26h i dziecko wyszarpano ze mnie tymi kleszczami, bo jak ciągnęli próżnociągiem, to złamali go w pól. Do tego porozrywałam się w środku i na zewnątrz i przez przypadek przecięli mi tętnicę. (b) Wole nawet sobie nie przypominać. @-]
DeletePiękny poród... Myślę, że to wszystko dzięki Twojemu pozytywnemu i spokojnemu nastawieniu do sprawy :) Niejednej osobie włączyłby się w sytuacjach które opisujesz wielki stres, a Ty po prostu spokojnie zrobiłaś co do Ciebie należało. Good job!
ReplyDeleteGracelyn jest cudowna! (k)
Wydaje mi się, że bardziej przygotowana i spokojniejsza byłam za pierwszym razem, ale popełniłam błąd i poprosiłam o znieczulenia, po których straciłam kontrolę nad wszystkim co się z moim ciałem działo [-( Zdecydowanie bardziej polecam poród naturalny.
DeletePieknie dalas sobie rade!!! Dla mnie rodzenie w UK to wielkie (...)
ReplyDeleteGratulacje raz jszcze:)
Dlaczego wielkie (..)? :-?
Deletejak będę w ciąży to chyba będę się martwic jak dam sobie rade podczas porodu i żeby bobas był zdrowy
ReplyDeleteNie ma sie co martwic na zapas :)
DeleteWow niezła historia:)
ReplyDeleteGratulacje! Piękna :)
ReplyDeleteDziekuje :)
Delete