Wednesday, 11 February 2015


Polskie trendy w ubiorze zimowym, czy tez letnim różnią się od tych w Wielkiej Brytanii diametralnie. Kiedy to w Polsce zimą chodzi się w ciepłych rajstopach zakładanych pod spodnie, grubych kurtkach, szalikach, czapkach i rękawiczkach, to w UK chodzi się w skórzanych kurtkach, krótkich rękawkach, balerinkach, sandałach, a dzieci jeżdżą w wózkach z gołymi stopami!

Wstaje o szóstej rano i zwykle po drodze pod prysznic wyglądam przez okno. Znowu w nocy był mróz i zaczął padać śnieg. Pewnie w pracy będą pustki, bo nikomu nie będzie się chciało przemierzać drogi do pracy z prędkością 10 mil na godzinę i to na letnich oponach. 
- Shit- myślę sobie. Jakoś muszę dojechać do pracy, choćby tylko po to, by udowodnić szefowi, że bez problemu daję sobie radę z jazdą w ciężkich warunkach pogodowych z tylnym napędem na koła. Chyba źle mi wróży, bo cały czas powtarza, że mój typ samochodu zwykle widzi w zaspach śnieżnych na poboczu, bo zupełnie nie są przystosowane do zimowych warunków. 
- Niech się wypałuje. Nie dam mu tej satysfakcji. Choćbym miała to auto dopchać do pracy, to dojadę -myślę sobie. 
Ubieram się jak Eskimos i idę skrobać te moje zamarznięte na kostkę lodu szyby i rozgrzewać samochód. Ukradkiem spoglądam na naszą ulicę pokrytą z góry na dól białym puchem. Szybki telefon do męża, który jest już w drodze do pracy aby dowiedzieć się o główne drogi i ruszamy.

Wszyscy jadą żółwim tempem, a na światłach pod stromą górkę przejeżdżają góra dwa samochody zanim światła z powrotem zmienią swój kolor na czerwony. 
Po drodze mijam chłopca w cienkim podkoszulku z pieskiem na spacerze. Oczywiście nikogo tu nie dziwi taki ubiór. Dojeżdżam do ronda, a tam samochód stanął sobie w poprzek i nikogo za żadne skarby nie chce przepuścić. Ekipa ratunkowa z udziałem zdesperowanych i rozdrażnionych kierowców ruszyła więc z pomocą, by odblokować rondo.


Do pracy przyjeżdżam nabuzowana, ale też dumna jak paw. Przed drzwiami wejściowymi do biura spotykam kolegę, który zamiast przyjechać motorem, zdecydował się do pracy przyjść na nogach. Sama droga zajęła mu zaledwie 45 minut, a to wszystko w podkoszulku. Podobno w bluzie spocił się jak Reks, więc ją ściągnął. W biurze siedzi już kilka koleżanek w spódniczkach i szmacianych balerinkach. I tak sama się zastanawiam, czy to ja mam coś z głową czy oni?

Śnieg nie utrzymuje się zbyt długo i zaczyna topnieć. Kiedy nastaje pora by wracać do domu, są go już tylko śladowe ilości pod płotami i w innych mniej oświetlonych miejscach. Zachodzę do przedszkola, a tam wszystkie dzieci bawią się na dworze. Ziemia rozmoknięta od śniegu, a JJ z kolanami brązowymi i mokrymi od błota, biega jak szalony bez czapki i szalika. Kto mnie zna ten wie, że ciśnienie podskakuje mi bardzo szybko, ale aby zachować pozory angielskiej kulturalności wolę nie kłócić się na ten temat i niczego nie mówić wprost. Wołam więc, tak żeby wszyscy wyraźnie usłyszeli.
-Jacob where is you hat and scarf. You know you have to wear it - na co pani przedszkolanka zareagowała w sekundzie tłumacząc, że chyba JJ nie przyszedł dziś do przedszkola w czapce i szaliku, bo nigdzie nie mogła go znaleźć. Następnego dnia po przemyśleniu całej sytuacji zamieniłam kilka słów z panią przedszkolanką i poprosiłam by dopilnowała aby JJ czapkę i szalik na dwór zakładał, jeśli ja w takowej go do przedszkola posyłam. 
Bo kto im daje prawo na decydowanie, czy moje dziecko tą czapkę ma mieć ubraną, czy nie. Ja się dwoje i troje by moje dziecko codziennie miało 3 pary czystych i wyprasowanych spodni na zmianę do przedszkola, pakuje rajstopki, majteczki, rękawiczki, bluzy, szaliki i czapki nie po to, żeby to wszystko przeszło się na wycieczkę do przedszkola, a po to, żeby z wszystkiego korzystać. 

Muszę przyznać, ze dzieci na wyspach są albo bardzo odporne na wirusy, albo panuje tu tak zwana znieczulica na choroby. Nikogo nie dziwi tu widok dziecka z gilami po kolana i ciągłym kaszlem. Nie ma nawet sensu chodzić do lekarza, bo za każdym razem diagnoza test jednakowa - wirus i proszę podawać Calpol. Antybiotyki nie są przepisywane chorym dzieciom, chyba że dziecko ciężko choruje ponad tydzień. Wtedy jest szansa na uzyskanie antybiotyku. Nikogo nie zdziwi też zjawisko chorych dzieci w przedszkolu. Posyła się je najzwyczajniej w świecie z lekiem i wskazaniami od lekarza. A co ze zdrowymi dziećmi chodzącymi w tym czasie do przedszkola? Po prostu się uodparniają. 





9 komentarze:

  1. U nas ogólnie normy ubioru są trochę bardziej ciepłe :) Piękna czapka :) Pozdrawiam i zapraszam na konkurs.

    ReplyDelete
  2. Mnie też to rozwala. Boję się momentu, kiedy Pierworodny będzie miał w końcu pójść do przedszkola :/

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przygotuj się na to psychicznie. A kiedy go wyślesz?

      Delete
  3. A może to i lepiej??? może dzięki temu dzieci są bardziej odporne i mniej chorują...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Po swoim dziecku tego nie zauważyłam. Dzieci znajomych i kuzyni Kuby tez wiecznie chodzą zasmarkani. Pewnie niektórym wychodzi to na dobre, a Ci o obniżonej odporności chorują.

      Delete
  4. W Stanach to samo! Zima popijaja napoje z lodem, a na mroz wystarcza im polarowa bluza. U nas w budynku jest strasznie (dla mnie) zimno. Dziewczyny sie opatulaja, a faceci... chodza w t-shirtach. Padam ze smiechu na widok chlopakow w krotkim rekawku i jednoczesnie zimowej czapce. Twierdza, ze glowy im marzna. :)
    Jestem przerazona jak to bedzie kiedy Bi pojdzie do przedszkola. Tutaj tez uznaja, ze katar czy kaszel, jesli nie towarzyszy mu goraczka, to nie choroba. W rezultacie dzieciaki w przedszkolach i szkolach wiecznie chodza z gilami po brode. I tak samo, moje maja czapki i zimowe kurtki, a widze pociechy wracajace z zajec sportowych w krotkich spodenkach... :/

    ReplyDelete
    Replies
    1. No to dokładnie to samo co u nas. Mi jest tak zimno, ze zakładam czapkę, szalik i rękawiczki, a maluchy widzę jak biegają w samych bluzach i trampkach.

      Delete
  5. Chyba bym psychicznie nie wytrzymała, odporność tak Dasiek biega na treningach tylko w dresach ale potem ubiera grubą kurtkę...

    ReplyDelete