Tuesday, 23 February 2016

DIY: Stolik w stylu Alvar Aalto

Ostatnio znalazłam trochę czasu na jedną z moich przyjemności, czyli odnawianie staroci i DIY. Udało mi się odnowić jeden ze stolików/krzeseł, który wspaniale wpasował się w pokoiku JJ'a, który służy mu jako stolik nocny na napoje, książeczki i zabawki. Do dziś kultywujemy rytuał wieczornego kubka z mlekiem, po którym dużo przyjemniej odlatuje się do krainy snu. 
Podobne stoliki można zakupić już gotowe w kosmicznych cenach, dlatego postanowiłam podjąć się zrobienia swojego. Ja za niego zapłaciłam jedyne £2 i pomalowałam w stylu modnego w tym sezonie trendu z dwukolorowymi nóżkami. Są to kolory przewodnie w nowym pokoiku Kuby. Ze względu na to, że jego siostra ma nowy pokój postanowiliśmy, że i JJ będzie mógł wybrać sobie nową tematykę pokoju. Dinozaury <KLIK> zniknęły więc z naszego życia na zawsze, a więcej zdjęć reszty pokoju pokażę wam już wkrótce. 

Do przygotowania stolika potrzeba:
Stolik - ja znalazłam swój na pchlim targu za £2, ale można podobne znaleźć w IKEA za £8
Biała satynowa farba do drewna Dulux - £5
Siwa farba Dulux - Ja użyłam tej samej farby co na ścianach w pokoju JJ'a
Taśma maskująca - £1
Pędzel - £1.50

Stolik bez jakichkolwiek przygotowań pomalowałam białą farbą. Jeśli ktoś ma więcej czasu to zaleca się zdzieranie starego lakieru papierem ściernym. Ja czasu nie miałam, ale stolik i tak wyszedł całkiem przyzwoicie.


Odmierzyłam równe odległości od podstawy nogi i w tym miejscu nakleiłam taśmę maskującą.


Pomalowałam dolną część nóg na siwy kolor. Mimo protestów męża użyłam tej samej farby, którą pomalowałam ściany w pokoju JJ'a. Podobno farbą do ścian nie można malować drewna... tylko kto mi zabroni. Poza tym malowałam po białej farbie do drewna. 







Wednesday, 17 February 2016

ZAZDROŚĆ O NOWE RODZEŃSTWO


Bycie matką zawsze uważałam za bułkę z masłem. JJ od małego był tak grzecznym dzieckiem, że dziękowałam Bogu za tak cudowny dar. Znajomi i rodzina chwalili go na każdym kroku. Zawsze posłuszny, pojętny i chętny do nauki. Odkąd zaczął trzymać widelec w dłoni zaczął też go używać i pięknie jeść. W wieku trzech lat sam wybierał sobie ubrania z szafy i kompletnie się ubierał. Po przeczytaniu wieczornej książeczki sam zasypiał przed godziną 20:00. Nigdy nie robił nam scen w miejscach publicznych lub domu i nie płakał z byle powodu. Nie wyobrażałam sobie żeby cokolwiek się w tej kwestii miało zmienić. 

I nadszedł ten dzień. Urodziła się siostra! Mała kruszynka, która nic nie robi oprócz wypełniania pieluszek, płaczu i jedzenia. Ta mała istotka którą wszyscy podziwiają i są na jej każde jękniecie. Trzeba ją przewijać, karmić, zabawiać, a co najgorsze - śpi w sypialni rodziców. I coś pękło. Nasze życie zmieniło się o 180 stopni. Nie tylko dla tego, że mamy nowego członka rodziny, ale dla tego, że JJ zrobił się o nią zazdrosny, a co za tym idzie nieznośny. 

Choć widać, że pokochał swoją siostrę miłością od pierwszego wejrzenia, to nie zmienia to faktu, że zazdrości jej tego jak ją traktujemy. 
Nie chce już chodzić spać o danej godzinie, bo siostra jeszcze nie śpi. 
Nie chce sam jeść, bo siostra też sama nie je.
Nie chce się sam ubierać, by siostrę my ubieramy.
Nie chce spać u siebie w sypialni, bo siostra śpi z rodzicami.
Na siłę odpycha siostrę gdy ją karmię lub tulę, byle by się do mnie przytulic. 
Specjalnie budzi ją krzycząc tak głośno jak się tylko da, lub szturchając.
I mogla bym tak wymieniać...

Cala sytuacja nabrała nowego wymiaru i zamiast koncentrować się na noworodku musieliśmy się skupić na naszym trzylatku. To z nim staramy się spędzać więcej czasu i wszystkie pochwały kierować w jego stronę. Staramy się jak najlepiej zagospodarować ten czas 1:1, kiedy malujemy, wyklejamy, wychodzimy do parku... Żeby JJ nie poczuł się odrzucony i zsunięty na dalszy plan, zaproponowaliśmy remont jego sypialni. Wybór tematyki pokoju należał wyłącznie do niego. Mimo tego, że brakuje w nim jeszcze wielu dodatków,  był to strzał w dziesiątkę, bo JJ znów zaczął bez fochów w nim spać. 
Staramy się również pomóc mu dostrzec dobre strony bycia starszym bratem. Podkreślamy czynności jakie może wykonywać on, a nie może jego młodsza siostra. Do niego należny przywilej jedzenia czekoladek i ciasteczek, kiedy to siostra non stop pije mleko. Pozwalamy mu coraz częściej integrować się z nią rozmawiając, leżąc razem w łóżku, czytając im obu książki. Małe uśmiechy siostry tłumaczymy jako przejaw miłości do niego. 
Pokazujemy mu, że posiadanie rodzeństwa ma swoje plusy. Tłumaczymy mu, że za jakiś czas będzie się z siostrą mógł bawić. Musi jednak wiedzieć, że mała siostra to nie zabawka, tylko odrębna osoba i ma swoje wymagania.
Wszystkie te rzeczy zaczęły powoli przynosić rezultaty i zmiany w zachowaniu JJ'a. Pomału wychodzimy na prostą, ale przed nami jeszcze trochę pracy. 







JJ: Czapka, szalik - Tess; Kurtka, spodnie - Peacocks; Buty - Rebel

Monday, 15 February 2016

PIERWSZY MIESIĄC ŻYCIA GRACELYN


PIERWSZY DZIEŃ W DOMU I NIEKOŃCZĄCE SIĘ TULENIE




PRZEBIERAMY SIĘ NA KOLACJĘ WIGILIJNĄ - MAM 2 DNI



DRUGI DZIEŃ ŚWIAT - MAM 4 DNI


PIERWSZA KĄPIEL 


OSTATNI DZIEŃ ROKU 2015



ZABAWA Z BRATEM



MOJE ŁÓŻECZKO


PIERWSZY SPACER 





PIERWSZY UŚMIECH :)


Wednesday, 10 February 2016

MOJA HISTORIA PORODU



Gracelyn Sofia jest już z nami 7 tygodni. Ma niebieskie oczka, maluśki zadarty nosek i brązowe włoski. W ciągu tych kilku tygodni zdążyliśmy się przekonać, że jest z niej prawdziwa dama, która z gracją porusza swoimi maluśkimi rączkami i płacze w tak charakterystyczny sposób, że cała rodzina się rozczula, zamiast wpadać w panikę. Jej słodkie "leee, leee..." po prostu kocham nad życie. Gracelyn uwielbia się przytulać i w sumie to najchętniej spała by wtulona w któregoś z nas, lub nie spała wcale. Właśnie piszę tego posta jedną ręką z pączuszkiem słodko wtulonym we mnie, bo za każdym razem jak starałam się ją położyć spać w koszu, to mi się budziła. 

Sam poród mimo jakichkolwiek przygotowań i pisania planu przeszedł pomyślniej niż poprzedni. Skurcze rozpoczęły się około północy, a wody odeszły o 2:30 nad ranem. Do tego momentu starałam się zachować spokój i wyspać przed ciężkim dniem, lub tez kilkoma (tak jak w poprzednim przypadku). Wiele nie myśląc obudziłam mężusia i wskoczyłam pod prysznic żeby się troszkę odświeżyć przed porodem. W szpitalu byliśmy około godziny 3:30, gdzie nie chcieli mi uwierzyć, że odeszły mi wody i że skurcze są już dość częste i nabierają na sile. Zostałam przeegzaminowana i stwierdzono, że mogę jechać do domu, i przyjechać s powrotem dopiero wieczorem, bo rozwarcie nie jest większe niż 2 cm. Poprosiłam jednak aby zostać na jakiś czas w szpitalu, by zaobserwować jak szybko ten poród będzie się rozwijał. Położna się zgodziła i przygotowała mi kąpiel z olejkami eterycznymi na zneutralizowanie bólu. Zaznaczono mi jednak, że ze względu na to, że odeszły mi wody, nie będą mnie mogli przebadać przez następne 4,5 godziny z obawy przed infekcją. Poleżałam sobie więc w wannie przez kolejnych kilka godzin, a bóle nasilały się z każdym kolejnym, do momentu kiedy zadecydowałam, że już dłużej tak nie mogę i poprosiłam o paracetamol, coś na mdłości i tens machine. Z wanny przeniosłam się więc do pokoju około godziny 8:00, gdzie odwiedziły mnie trzy położne, każda niosąc coś innego i zastanawiając się, czy nie będzie lepiej żebym pojechała do domu i tam w domowym zaciszu poczekała na poród i przyjechała jak już będę gotowa. Jak to usłyszałam, to włączyła mi się czerwona lampka i poprosiłam o kolejną egzaminację na żądanie, bo czuję jak bym miała zaraz urodzić. Położna za moim pozwoleniem zajrzała pod prześcieradło i wow - oznajmiła że rodzę i musimy jechać na porodówkę, tylko że nie ma już chyba na to czasu. Stanęły więc sobie trzy położne pod drzwiami i konsultują co by tu zrobić, bo mogę im w windzie urodzić. Nie myśląc dużo kazałam i podjąć szybką decyzję, bo dłużej tak tego zatrzymywać nie mogę. Moje tabletki i tens machine które tak potrzebowałam zostały w pokoju, kiedy to ja pędziłam na porodówkę łóżkiem na kółkach. Tam sprawy potoczyły się tak szybko, że nie dałam rady przejść z jednego łózka na drugie, więc rodziłam na stojąco. O godzinie 8:57 przyszła na świat nasza kruszynka, którą wyciągnęłam sobie z pomiędzy nóg i położyłam na łózko przed sobą. Początkowo nie płakała, tylko oczka próbowała sobie rozkleić. Zaczęłam ją całować, tulić i delikatnie wycierać, do czasu kiedy do akcji wkroczyła położna  i energicznymi ruchami zaczęła ją wycierać. Wtedy Gracelyn wydała z siebie swoje pierwsze "leee".
Potem przyszedł czas na wspólne przytulanie i badania, aż do godziny 15:00 kiedy to wypisano nas ze szpitala. W domu czekali już na nas teście, rodzice, brat i Kubuś.