Wchodzę na różne strony, czytam opinie matek na blogach, a co jedna to bardziej się wymądrza. Ile rodziców, tyle opinii. Jedni nie chcą posyłać dzieci do przedszkoli, a potem do szkól, bo to odbieranie im dzieciństwa i samo zło. Drudzy posyłają i płaczą, że muszą. Trzeci zostawiają dzieci z dziadkami, bo przecież najbezpieczniej, a w TV tyle fajnych bajek leci. Czwarci posyłają i cieszą się z tego niezmiernie. Potem ci pierwsi wymyślają, że tacy rodzice to serca nie mają. Ze dziecko w przedszkolu się męczy, bo się musi uczyć. Trzeci dodają, że z dziadkiem i babcią najlepiej zostawić, mimo, że dziadkowie nie mają żadnych kwalifikacji wychowawczych, kursu pierwszej pomocy i zdrowia do małych rozbrykanych istotek. Czwarci im odburkują i toczy się walka.
Staram się stać z boku i nie wtrącać w potyczki pomiędzy matkami, ale swoje zdanie też mam. Nie wiem z doświadczenia jak sytuacja prezentuje się u nas w kraju, ale tyle się naczytałam, że wolę już więcej nie wiedzieć. Powiem tylko tyle. Dzieci w UK zaczynają edukację w szkole pomiędzy 4 a 5 rokiem życia. Czy ktoś z tego powodu płacze?
Moj syn chodzi do prywatnego przedszkola w UK. W Polsce obrzydliwie nazywanym żłobkiem. Chodzi do niego odkąd ukończył roczek i wyszło mu to tylko na dobre. W przedszkolu nie ma selekcji. Chodzą tam dzieci biedniejsze, które dofinansowuje państwo i bogatsze, których rodzice ciężko zarabiają pieniążki, na pokrycie kosztów. Chodzą tam dzieci o rożnych kolorach skory, co pozwala uświadomić dziecku różnice i podobieństwa w naszym społeczeństwie. W grupie do której uczęszcza JJ jest 25 dzieci, i mimo tego że ich liczba rośnie, to przedszkolankom się CHCE. Latem wychodzą na spacer do lasu, czy parku. Zabierają ze sobą lupy i szkła powiększające, by z bliska obserwować naturę. Moje 2,5 letnie dziecko opowiada mi z podekscytowaniem w głosie po przyjściu do domu, że widziało kokon z którego wyjdzie motyl, że trzymał ślimaka w dłoni i że przedszkole adoptowało przybłąkane jeże. Wychodzą razem na targ, by tam sami wyselekcjonować warzywa na obiad, lub owoce na sałatkę. Dzieci płacą za zakupy i odbierają rachunek. To z paniami przedszkolankami moje dziecko jedzie na wycieczkę na plażę i razem z innymi dziećmi bawi się w piasku, jedzą lody i pluskają w wodzie. Chodzą również na wycieczki do biblioteki. Wypożyczają książki, które czytają w kąciku czytelniczym w przedszkolu. Ten tydzień poświęcony jest nauce warzyw. Każde dziecko w czwartek przynosi po jednym warzywie, co stwarza możliwość do dalszej dyskusji i nauki. W piątek, z uzbieranych warzyw dzieci wspólnie ugotowały zupę jarzynową.
Co semestr uczęszczam na wywiadówki, na których dowiaduję się szczegółowych informacji na temat rozwoju mojego dziecka. Pod uwagę brane są wszystkie aspekty rozwoju. Dzieci poprzez zabawę uczą się matematyki, czytania, komunikowania, świata, technologii, rozwijają wyobraźnię, nawiązują znajomości, uczą pewności siebie, kontrolowania emocji i zachowań, słuchania ze rozumieniem, mówienia, rozwoju ruchowego oraz samodzielności w codziennym życiu. I na ten temat właśnie toczą się rozmowy na wywiadówkach. Nauczycielki przedstawiają swoje obserwacje i osiągnięcia mojego dziecka. Dowiaduje się od nich w jakim zakresie pracować z dzieckiem, by poprawiło swoje zdolności z danej dziedziny.
Tam moje dziecko uczy się żyć na całego i relacji międzyludzkich. I mimo tego, że mam możliwość zostania z nim w domu, to nie chcę, bo wiem, że zabrała bym mu coś bardzo cennego. Jest to możliwość obcowania z innymi dziećmi. Nauka samodzielności i życia. Posłanie go do przedszkola było świetną decyzją i gdybym mogła cofnąć czas, to popełniła bym tą samą decyzję jeszcze raz. Po powrocie z przedszkola nie marnujemy czasu. Nie próżnujemy go na oglądanie telewizji, czy granie na komputerze, a kreatywnie go spędzamy. Wspólnie się bawimy, przytulamy i dopełniamy. Doceniamy każdą minutę spędzoną razem.