Wednesday, 31 July 2013

IV dzien wakacji - Co Mayo







Zeby nie bylo monotonnie zebraly sie nad Mayo szare chmury przyslaniajace promyki slonca. Plaza poszarzala i zerwal sie lekki wiatr. Fale nabraly predkosci i z wieksza czestotliwoscia zaczely naplywac i wygladzac pozostawione na piasku slady stop. Dom w ktorym mieszkamy usytuowany jest dokladnie trzy minuty od plazy ( zmierylam dzis z zegarkiem). Wygladajac z domu widoki kusza swa spokojnoscia i wyrafinowaniem nawet w pochmurny dzien. Nie obylo sie wiec bez dlugiego spaceru nad brzegiem morza. i zbierania muszelek. Kuba zbieral wszystko poczawszy od krabich nog i szczypcow po plankton. Przynosil mi co chwila to nowsze znaleziska i do wiaderka chcial wkladac. Smiac nam sie chcialo z tego jego ogromnego entuzjazmu i niewinnosci. Ja z kolei brzydzilam sie znaleziskami i krzywilam za kazdym razem tlumaczac, ze tego do domu zabierac nie bedziemy. 















Outfit:
T-shirt - H&M
Spodnie - Peacocks
Bluza - Peacocks
Szal - home made
Opaska - od mlodszego braciszka 
Buty - Adidas

Tuesday, 30 July 2013

III Dzien Wakacji - wspomnienia z przeszlosci



Babcia tatusia umarla na krotko przed narodzinami Kuby. Bardzo ucieszyla sie na wiesc o jego przyjscia na swiat, lecz w podeszlym wieku byla i 103 lata miala, wiec Pan Bog, by komus nowe zycie dac, wzial ta Kubusiowa prababcie do nieba. Babcia byla dobra duszyczka pomagajaca wszystkim wokol. Mozna by powiedziec, ze caly swoj dobytek rozdala, zeby tylko dogodzic innym. W okolicznym kosciolku znajduja sie figury swietych przez nia ufundowane. Ksiadz ciezkie pieniadze podczas kazdej wizyty od niej dostawal, zeby tylko kosciol nie podupadl, bo wiernych jakos malo i nie ma kto za remonty zaplacic. Mimo tego, ze w podeszlym wieku byla i chodzilc z balkonikiem musiala, to pamiec do konca miala imponujaco dobra. Wszystkie sytuacje i detale pamietala, a odwiedzajacych zartami i opowiesciami raczyla. Taka to byla ta nasza prababcia siwiutenka i pomarszczona.
Kuba po raz pierwszy owiedzil groby swoich pradziadkow i czlonkow rodziny. Choc nic z tego nie rozumial i po grobach skakac chcial, to pewnie za kilkanascie lat dopiero zrozumie i na cmentarz z wlasnej woli wybrac sie zechce, by modlitw lancuszek odmowic i zapalic swiece za wszystkich rozkoszujacych sie blogoscia w niebie. 


Przystanelismy tez pod zbiorowym grobem ofiar wielkiego glodu spowodowanego zaraza ziemniaka w latach 1845 - 1849. Zaraza zostala przywleczona ze Stanow zjednoczonych i zainfekowala praktycznie wszystkie gospodarstwa rolne w Irlandii. Nie bylo by to takie straszne gdyby nie fakt, ze irlanndzcy chlopi musieli sprzedawac zboze i inne plony aby oplacic wysokie czynsze, aby zachowac dach nad glowa. W efekcie rodziny nie mialy co jesc mimo tego, ze wysprzedaly caly swoj dobytek. Jedyna pomoca byly przysylane z inych krajow darowizny, lub stolowki koscielne, na ktorych raz dziennie serwowano zupe. Pomoc tego typu mozna jednak bylo jedynie otrzymac w wiekszych miastach, a ludzie zamieszkujacy mniejsze wsie byli zdani na samych siebie. Glod i choroby zaczely zbierac straszliwe zniwo. Podczas gdy w roku 1845 Irlandie zamieszkiwalo prawie 9 milionow ludzi, to w roku 1851 juz tylko 6,5 miliona. Wielu Irlandczykow emigrowalo do USA i Wielkiej Brytanii, gdzie zupelnie od nowa musieli ulozyc sobie zycie. Bez grosz przy duszy, dachu nad glowa tulali sie od miasta do miasta by prace znalezc i rozpoczac nowy rozdzial zycia.  


Umierajaca z glodu rodzina



Legendarny statek zabierajacy ofiary zarazy

Imigranci Irlandzcy w Cork

Monday, 29 July 2013

II dzien wakacji - Irlandia





Wstalismy o swicie rozbudzeni nawolywaniami Kubusia. Raz, dwa, trzy pozbieralismy sie z lozek by zjesc tradycyjne Irlandzkie sniadanie. Kubus zjadl cale dwie kielbaski, jajko i plasterek kiszki, by potem dosiasc sie do dziadkow i zaczac wyjadac z ich talerzy. Po sniadaniu wybralismy sie na przechadzke po plazy. niebieskie niebo, turkus morza i zlocisty piasek tworzyly idealna kombinacje. Wylaniajace sie z morza w oddali gory dodawaly krajobrazowi ostrzejszego wyrazu. Slonce tak mocno swiecilo, ze Kubus gubil co chwile to nowe czesci garderoby. Zbudowalismy duzy zamek z piasku i korzystajac z upalnej pogody moczylismy nogi w oceanie. Przynajmniej w przypadku Kuby zaczelo sie od moczenia nozek, a skonczylo sie na moczeniu calego ciala. Kuba sie tak zmoczyl, ze wracal do domu golusienki i ze lzami w oczach, bo mama nie pozwolila na dluzsze chlapanie. 













Outfit:
Kapelusz, koszula, spodnie, buty - H&M

Sunday, 28 July 2013

I dzien wakacji - podroz






Rozpoczelismy nasza podroz wyjazdem o 7:00 rano i odbiorem tesciow. Przed nami widniala perskektywa dlugiej, dwunasto godzinnej drogi. Wyruszylismy w kierunku portu Holyhead w Walii. Kuba byl tego dnia w swietnym humorze. Praktycznie cala droge wygladal przez okno i bawil sie swoim ukochanym misiem. Przeprawa promem do Dublina byla dla niego ekscytujaca przygoda. Gdy tylko prom ruszyl, Kuba usytuowal sie przy oknie, by obserwowac znikajace za horyzontem miasto i dach latarni morksiej. Latajace wokol promu mewy wzbudzaly tylko jego zachwyt. Stojac przy oknie z radosci az skakal i tupal nozkami. Potem nadszedl czas na obchod promu, czyli lazikowanie od stolika do stolika i usmiechanie sie do siedzacych przy nich ludzi i zaczepianie dzieci, by pobawic sie z nimi w chowanego. Ludzie z szerokimi usmiechami na twarzach obserwowali jego zachowania potracajac od czsu do czasu wspolsiedzacych. Reszta podrozy po dwugodzinnym przejezdzie promem, to zlepek siedzenia w samochodzie i zabawy misiem przerwany jednokrotnie postojem na obiad w restauracji. W domu dziadkow z widokiem na morze bylismy dopiero na godzine 19:00. Mimo tego, ze slonce o tej godzinie nie swiecilo juz tak jasno, z ogrodu widac bylo jasno niebieskie fale rozbijajace sie o zlocisty piasek. Widac bylo kazdy zaryz gory Achill wylaniajacej sie dumnie z morza. Nie bylo juz jednak czasu na wieczorny spacer po plazy. Szybko wnieslismy bagaze, zascielilismy lozka i polozylismy Kubusia spac. Kuba byl jednak tak zachwycony nowym miejscem, ze trudno mu bylo usnac. Rozgladal sie po pokoju i co chwile wstawal by przyjrzec sie wszystkiemu dokladnie i usmiechnac do mamusi.